Gorgany 2018. “Jest takie miasto, co zwie się Lwów..”
Ostatni pełny dzień naszego pobytu na Ukrainie przeznaczamy całkowicie na Lwów. Najpierw na ogarnięcie wycieczki dachami Lwowa, a popołudnie rezerwujemy na wizytę na Cmentarzu Łyczakowskim, w tym na Cmentarzu Orląt.
Na śniadanie udajemy się do baru mlecznego Puzata Chata - to taka większa sieciówka, ale o niebywałej popularności. W ciągu dnia ustawiają się tutaj kolejki nawet na zewnątrz. Można sobie samodzielnie skomponować zestaw śniadaniowy, ja - może przez swoje lenistwo albo zbyt duży wybór - biorę gotowe śniadanie.
Udajemy się do biura przy ul.Wałowej, w którym wpisujemy się na listę uczestników wycieczki po dachach Lwowa. Okazuje się, że jest to tak popularny spacer, że dziś na 12:00 są już dwie grupy w języku polskim. Jest 10, płacimy i ruszamy dalej - aby wykorzystać najbliższe dwie godziny idziemy na Kopiec Unii Lubelskiej, częściej znany jako Wysoki Zamek, skąd możemy obserwować panoramę całego miasta.
Kopiec usypano z okazji 300. rocznicy Unii Lubelskiej, czyli w 1869 roku - symbolicznie przywożono na niego ziemię z całej Polski. Obok znajdują się ruiny Wysokiego Zamku, zbudowanego w połowie XIV wieku przez Kazimierza Wielkiego, który nadał dla Lwowa prawa miejskie.
W drodze na Wysoki Zamek mijamy obecną kurię Metropolii lwowskiej obrządku rzymskokatolickiego. Obok znajduje się Kościół Matki Bożej Gromnicznej z XVII wieku, który za czasów II Rzeczpospolitej był kościołem seminaryjnym. Po wojnie, od lat 70. mieścił się w nim Wojewódzki Urząd Jakości, Metrologii i Standaryzacji. Aktualnie jest to cerkiew grekokatolicka Objawienia Pańskiego.
Zaintrygowała nas też nieodległa Baszta Prochowa z XVI wieku, będąca elementem fortyfikacji miasta. W czasie wojen przechowywano w niej proch, w czasie pokoju zboże. Przed wejściem w XIX wieku umieszczono dwa lwy.
Zbliża się godzina 12, więc udajemy się na miejsce zbiórki grup mających zwiedzać Lwów z perspektywy dachów. Nieźle mówiący po polsku ukraiński przewodnik zabiera nas najpierw na dach kamienicy przy Rynku. Aktualnie w kamienicy mieści się hotel, na górę wiodą piękne, stare drewniane schody, a sklepienie zdobią świeżo odkrywane spod tynków freski.
Widok z dachu jest przepiękny - górujące nad miastem wieże świątyń i ciasna zabudowa miasta robi niesamowite wrażenie. Dopiero z dachów widać faktyczny stan kamienic - od strony Rynku są piękne, odnowione, czarują blaskiem. Od strony podwórza za to wypadają okna, sypią się tynki, a ludzie nadal żyją często bez bieżącej wody, ogrzewając mieszkania zwykłym piecem kaflowym.
W odróżnieniu do naszych większych miast, ścisłe centrum Lwowa to nie tylko hotele i knajpy - tam nadal normalnie w kamieniach żyją ludzie, zwykle bardzo biedni. Jak mówi nasz przewodnik - większość to wdowy po profesorach i żołnierzach.
Ciekawostką jest, że we Lwowie mamy katedrę katolicką, prawosławną, grekokatolicką i ormiańską. Wszystkie są pod tym samym wezwaniem - Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny.
Ruszamy na kolejny dach. Po drodze jedna z turystek (z kilkuosobowej ekipy) wypytuje przewodnika o dobry lokal ze striptizem. Oczywiście gość chętnie udziela odpowiedzi i jeszcze mówi, gdzie jest spoko, a gdzie mniej spoko. Nasza typowa turystka-Grażyna wygląda na uradowaną z powodu otrzymania tylu cennych informacji. Co tam architektura! Ważne, żeby gdzieś dobrze wieczorem pobalować ;-)
Łącznie weszliśmy na 4 dachy, a całość zajęła nam blisko 3 godziny. Gdyby ktoś się kiedyś zastanawiał, to warto - wycieczka oprócz dachów zawierała wiele ciekawostek dotyczących Lwowa. Samodzielnie na te dachy nie da się wejść. Z pewnością był to dość nietypowy sposób zobaczenia miasta.
Przewodnik opowiadał ciekawie, ale tak jak tylko mógł starał się uciekać od tego, że miasto przez stulecia było polskim miastem, próbując przemycać treści mówiące o miłości naszych narodów. “Na Lwów najeżdżali Tatarzy, Turkowie, Rosjanie, a miasto nigdy się nie poddało!” Oj, zapomniało mu się chyba jeszcze o obronie Lwowa przed Ukraińcami w 1918-1920 ;-) Choćby się bardzo chciało to nie da się w 73 lata zatrzeć śladów ponad 600-letniej polskiej historii Lwowa. “Po wojnie we Lwowie budynków było więcej niż ludzi”.. A jak miało być inaczej, skoro w 1939 roku blisko 80% mieszkańców miasta stanowili Polacy, przesiedleni w 1945 roku na Ziemie zachodnie.
Wystarczy poczytać albo proozglądać się we Lwowie - bez większego problemu znajdziemy sporo polskich napisów, które uparcie wychodzą spod odpadających tynków. Oczywiście są zazwyczaj natychmiast zamalowywane.
Chyba, że kamienica ma rozsądnego właściciela, który odrestaurowuje odkryte polskie napisy, czyniąc je tym samym atrakcją turystyczną.
Kolejny krok - Uniwersytet lwowski. Został założony w XVII wieku przez Jana Kazimierza, jeden z najstarszych uniwersytetów Wschodniej Europy. Wykształcił całe mnóstwo polskich elit. W czasie II wojny Niemcy dokonali mordu profesorów lwowskich. Obecnie we Lwowie znajduje się pomnik im poświęcony, który często jest profanowany, zazwyczaj napisami “Śmierć Lachom”. Akcja powtórzyła się już kilka razy.
Z ciekawostek dotyczących architektury - rzeźby na górze przedstawiają Wisłę i Dniestr, które z dzbanów wylewają wodę - rzeźba symbolizuje Rzeczpospolitą od morza do morza.
Po dachach czas na obiad, po którym zmierzamy na tramwaj, aby podjechać na Cmentarz Łyczakowski. O samym cmentarzu chyba nie trzeba zbyt wiele pisać - jedna z najpiękniejszych polskich nekropolii. Znajdziemy tam mnóstwo niesamowitych nagrobków, przedstawiających postaci zmarłych, rzeźby i obeliski w najróżniejszych stylach. To przede wszystkim miejsce spoczynku wielu wybitnych Polaków, jak choćby ród Baczewskich, których wódka ze lwowskiej gorzelni była w międzywojniu uważana za najlepszą w Europie. Spoczywa tu też Władysław Bełza - ktoś jeszcze pamięta Katechizm Polskiego Dziecka..? Konopnicka, Goszczyński, Grottger.. Brzmi znajomo?
Wolnym krokiem idziemy na koniec cmentarza. Najpierw mijamy kwaterę, w której grzebani są żołnierze ginący aktualnie an wschodzie Ukrainy. Obok nich kwatera zasłużonych - przy większości nazwisk dopisek “OUN-UPA”.
Powyżej tej kwatery, na wzgórzu, jest nasz Cmentarz Obrońców Lwowa, ku któremu kierujemy kroki.
Do tej pory nie miałam okazji tu być. W moich wyobrażeniach i zapamiętanych zdjęciach wydawało mi się, że jest mniejszy. Tymczasem znajduje się tu ponad 3000 mogił żołnierzy poległych głównie w obronie Lwowa przed Ukraińcami w 1918-1920.
Historia konfliktu jest ciekawa - koniec I wojny, rozpadają się Austro-Węgry. Polacy walczą na odległych frontach, w mieście zostają kobiety, dzieci, studenci i uczniowie. Ukraińska Rada Narodowa przyjmuje rezolucję o utworzeniu państwa ukraińskiego i 1 listopada 1918 roku żołnierze ukraińscy z austriackich pułków przystępują do zajmowania najważniejszych punktów miasta. Ludność polska, stanowiąca zdecydowaną większość mieszkańców miasta nie godzi się na to, by polskie miasto znalazło się w obcych rękach - do walki ruszają dzieci i młodzież. Najmłodsi 9-10 lat, studenci i do tego weterani powstania styczniowego, mający po 75 lat.
Patrząc na te tablice zawstydza mnie odwaga tych ludzi.
Poległych zwykle grzebano w miejscach, w których zginęli. Po zakończeniu walk poległych ekshumowano i przeniesiono do wydzielonej specjalnie kwatery na Cmentarzu Łyczakowskim, będącej od tej pory Cmentarzem Obrońców Lwowa.
Cmentarz został zdewastowany po wojnie - najpierw splądrowany, a w latach 70. sowieckie czołgi porozjeżdżały nagrobki. Cmentarz odnowiono w roku 2005 i od tamtej pory mimo rozlicznych kontrowersji ponownie jest dla nas prawdziwym Campo Santo - miejscem świętym.
Na szczególną uwagę zasługuje Pomnik Chwały z napisem „Mortui sunt ut liberi vivamus” (Polegli, abyśmy żyli wolni).
Przed nim w wersji pierwotnej stały dwa lwy z tarczami - jeden na tarczy miał herb Lwowa i inskrypcję “Zawsze wierny”, drugi natomiast herb Rzeczpospolitej i inskrypcję “Tobie, Polsko”. Po sowieckiej dewastacji cmentarza lwy wywieziono na rogatki miasta. Wróciły w 2015 roku staraniem polskiego Ministerstwa Dziedzictwa. Ukraińcy od razu zrobili zadymę, że rzekomo lwy wróciły bezprawnie i w ogóle to są.. antyukraińskie. Postanowiono obudować je w skrzynie z płyt wiórowych, co wygląda po prostu absurdalnie.
Podczas naszej wizyty na cmentarzu miała miejsce sytuacja opisywana następnego dnia przez media w Polsce i na Ukrainie ;-) Robimy zdjęcia przed Pomnikiem Chwały owym lwom w skrzyniach. Obok kręci się dwóch gości, Polaków.
Jesteście z Polski?
- tak.
To bardzo dobrze!
Po czym panowie przystąpili do uwalniania drugiego lwa (pierwszego chyba uwolniono tuż przed naszym przybyciem).
Powoli, acz zdecydowanie oddalamy się od lwów - jakoś spędzanie urlopu w ukraińskim areszcie tudzież wysłanie do łagru w Donbasie nie bardzo nas interesuje. Nie minęło 15 minut, a przy lwach była już policja z dyrekcją cmentarza. Następnego dnia dowiedzieliśmy się, że złapano jednego z Polaków i nawet zasądzono mu karę - 58zł. Ponoć powiedział, że było warto :D Cóż, z jednej strony postawa niekoniecznie godna naśladowania, z drugiej sytuacja absurdalna, żeby rzeźby zamykać w skrzynie z płyt wiórowych. Dzięki temu “uwolnieniu” lwów zauważyliśmy, że na tarczach nie mają już wspomnianych wyżej inskrypcji..
Słyszymy coraz solidniejsze grzmoty, zatem udajemy się do wyjścia. Zaczyna padać, więc przyspieszamy kroku - przed ulewą chroni nas daszek przy toaletach.
Tramwajem wracamy do centrum na kolację w Puzatej Chacie, po czym odpoczywamy na ławce w parku. Czas wracać do hostelu - jutro w planie poranna Msza w Archikatedrze lwowskiej, pakowanie i w drogę ku Polsce. Tylko... czyż tu nie jest Polska? Zostaje mi zaśpiewać z Joanną Czerwińską:
Komentarze
Prześlij komentarz