Gorgany 2018. Rzeczpospolita Rafajłowska.



Otwieram oczy po 6 rano - nie pada! I faktycznie nie padało, ale za 15 minut już zaczęło ponownie nie padać, a lać. Wiemy od wczoraj, że ten dzień przyjdzie nam spędzić na bardziej lub mniej chcianym odpoczynku, gdyż w naszych butach jest po prostu jezioro i nie ma szans, aby szybko wyschły, szczególnie biorąc pod uwagę aurę za oknem. Niespiesznie wstajemy i równie niespiesznie przygotowujemy w pokoju jakieś śniadanie - owsianka, kabanosy, resztka sera od pasterzy. Przed 10 deszcz przestaje padać, zatem prędko zbieramy się, aby choć trochę przejść się po wsi. I nie padało do momentu, w którym zeszliśmy do wyjścia - lunęło ponownie. Postanawiamy wrócić do pokoju i czas spędzamy przy herbacie. Z jednej strony cieszy to, że jesteśmy już pod dachem, w ciepłym i suchym pokoju, ale z drugiej frustruje nas sytuacja za oknem - wraz z padającym deszczem przecieka nam przez palce czas, który chcielibyśmy spędzić w górach, a szanse, aby następnego dnia ruszyć dalej w drogę przez Gorgany, odpływają wraz ze strumieniami wody płynącymi przez wieś..



Koło 11 przestaje padać, więc podejmujemy drugą próbę wyjścia w celu rozejrzenia się po wsi. Kurtka, sandały i można iść przez bajora.

Rafajłowa, będąca przed II wojną w województwie stanisławowskim, ma w historii Polski ciekawe miejsce, związane szczególnie z walkami Legionów Polskich w czasie I wojny światowej - w nocy 23/24 stycznia 1915 roku odbyła się tu ważna bitwa z Rosjanami. Wcześniej, w październiku 1914 roku wieś została zdobyta przez wojska gen. Hallera - były to swego rodzaju wrota na wschód w dalszej walce. Część wojsk ruszyła dalej na Huculszczyznę, jednak we wsi pozostało ok. 1500 legionistów, tworzących Grupę Hallera. Dowództwo zakwaterowało się w budynku Zarządu Leśnego, a z czasem budynek nazwano Hallerówką - istnieje do dzisiaj, choć jak widać to już chyba niestety ostatnie jego tchnienia..


Legioniści stacjonowali we wsi całą zimę, przez co znajdowała się ona we władaniu jedynie legionistów - okres ten nazwano Rzeczpospolitą Rafajłowską. Był to pierwszy od czasu zaborów całkowicie suwerenny teren naszej odradzającej się Ojczyzny. Już w czasie I wojny, a później w międzywojniu Rzeczpospolita Rafajłowska jak i cała II Karpacka Brygada Legionów stały się swego rodzaju mitem, symbolem niezłomności i walki o niepodległość wbrew wszystkiemu. Po I wojnie na pamiątkę tamtych wydarzeń organizowano w Gorganach słynne Marsze Zimowe szlakiem II Brygady Legionów.
Włóczymy się dziurawymi drogami wsi, gdzie na zmianę towarzyszy nam koń plączący się po drodze, krowa i kury. Udajemy się na górujący nad wsią cmentarz, by rozejrzeć się po nagrobkach. Turystyka cmentarna na tych terenach ma też swoje uroki, gdyż nierzadko można znaleźć wiele przedwojenny, polskich nagrobków. Tutaj niestety gęsta, mokra trawa i krzaki utrudniają nam to zadanie.

Oprócz legendarnych walk legionistów w tej okolicy, Rafajłowa to też bolesna karta naszej historii - polscy mieszkańcy wsi podzielili losy wielu naszych rodaków z Wołynia i Małopolski Wschodniej. W kwietniu 1944 roku doszło tu do wymordowania ponad 80 Polaków przez UPA. Na cmentarzu, po którym chodzimy, ofiary tej zbrodni zostały pogrzebane w zbiorowej mogile, której na próżno szukać, gdyż nie ma zgody na upamiętnienie tego miejsca w jakikolwiek sposób, stawiając choćby krzyż z kawałkiem tabliczki. Wiemy, gdzie znajduje się ta nieoznaczona mogiła, jednak ze względu na prośbę osoby, od której tę informację posiadam, szczegółów nie publikuję. Polskich nagrobków też szukać na próżno - te, które zostały, mają skute polskie imiona i nazwiska. Niestety pod tym względem relacje polsko - ukraińskie to nie masakra. Ich po prostu nie ma.


Obecnie Rafajłowa to osada tartaczna, w której ludzie żyją z wyrębu karpackiej puszczy i tego, co zbiorą w lesie. Skromne, często rozpadające się chaty, zwierzęta bezpańsko włóczące się po drogach oraz panowie przed sklepem.. Całość sprawia wrażenie wymierającej wsi gdzieś na końcu świata. Czas płynie wolno, nikt za niczym tu nie goni. W sklepie znajdziemy mnóstwo towarów z Polski, uchodzących za te zachodnie, z lepszego świata.


Udajemy się w drogę powrotną, mając jeszcze na uwadze wizytę na cmentarzu polskich legionistów, który znajduje się tuż obok naszego noclegu. Położony jest przy odbudowanej cerkwi grekokatolickiej, kiedyś będącej kościołem (w którym po wojnie mieścił się m.in. sklep). Obok kościoła już w roku 1920 postawiono kamienny, zwieńczony krzyżem obelisk z inskrypcją mówiącą o poległych legionistach. Niewielki cmentarzy wraz z obeliskiem jest zadbany, a dawny kościół, będący teraz cerkwią grekokatolicką, odremontowany i cieszący oko.


Niesamowite to uczucie widzieć biało-czerwone wstążki przewiązane przez krzyż gdzieś na odludziu w Karpatach. Szczególnie cieszy fakt, że możemy tu być w tym roku, gdy świętujemy 100-lecie odzyskania niepodległości. Polska sięga dalej, niż myślisz.


Na placu przy cerkwi jest też duży, metalowy krzyż, a przy nim flaga Ukrainy i.. Flaga UPA. Nas już to wcale nie dziwi - w Zachodniej Ukrainie czerwono-czarna flaga powiewa przy większości cerkwi, pomników oraz miejsc użyteczności publicznej.

Po wizycie na cmentarzu legionistów udajemy się do naszego “hotelu” coś zjeść - wybieramy barszcz i pierogi. Po dość sytym i tanim posiłku ruszamy raz jeszcze do sklepu w centrum wsi, obok przystanku marszrutek. Drobne zakupy w sklepie i siadamy na ławce przy głównym skrzyżowaniu, aby delektować się obserwacją szarego, monotonnego życia mieszkańców dawnej Rafajłowej. Czas tu się ewidentnie dawno zatrzymał. Tylko krowa spaceruje z jednego końca drogi na drugi.


Przed wojną, gdy Rafajłowa stawała się coraz popularniejszym miejscem wypadów w Gorgany, powstało piękne schronisko w stylu huculskiej grażdy, wybudowane przez Warszawski Klub Narciarski w 1937 roku.


160 miejsc noclegowych, jadalnia główna, turystyczna, centralne ogrzewanie, natryski z ciepłą wodą.. Rozmiar schronisk budowanych przed wojną w Karpatach wschodnich pokazuje tylko, jak bardzo w Polsce były te tereny popularne turystycznie. Schronisko spłonęło w 1941 roku.


Prognozy pogody nie zostawiają złudzeń - z niewielkimi przerwami deszcz ma padać do przyszłego tygodnia. Dalsza wędrówka bez nadziei na wysuszenie butów, brak jakichkolwiek widoków i biwak w mokrym namiocie nie jest zbyt miłą wizją. Postanawiamy nazajutrz udać się do Jaremcza, po drodze zaglądając do Nadwórnej, a później, za dwa dni, ruszyć już do Lwowa, by mieć więcej czasu na zwiedzenie miasta. Mamy świadomość tego, że nie po to tutaj przyjechaliśmy, jednak głos rozsądku podpowiada, że lepiej wycofać się i w przyszłości chętnie wrócić, niż zrazić się i wyprzeć wyjazd totalnie z pamięci. Wracamy powoli do pokoju - wieczorem tak dla odmiany znowu pada.
Sytuacja pogodowa trochę przypomina tę z 1936 roku opisywaną przez Mieczysława Orłowicza, gdy dotarli do schroniska w Dolinie Świcy i utknęli: “Z powodu fatalnej, deszczowej i mglistej pogody wędrówkę było trzeba przerwać aż na 5 dni! Pozrywane przez wysokie wody mosty na potokach odcięły dowóz żywności i uniemożliwiły wędrówkę”.  Dalej jest jeszcze ciekawiej: “Wobec wyczerpania wszelkich zapasów żywności zarżnięto w schronisku barana, co pozwoliło na zaprowiantowanie schroniska na dalsze 2 dni”. Dobrze, że nie musieliśmy nikomu zarzynać barana.. ;-)
Płacimy gospodyni za drugi nocleg, mówimy, że rano ruszamy do Nadwórnej. Pakujemy plecaki i kładziemy się spać - pobyt na Ukrainie się nie kończy, ale działalność górska niestety, tak..
A tak poza tym... Na żadnej obecnej mapie nie znajdziecie Rafajłowej, ani województwa stanisławowskiego. Teraz to Bystricia w obwodzie Ivano-Frankivskim.

Komentarze

Popularne posty