Sielsko, anielsko - Beskid Makowski, a długi weekend

Gdy w Tatrach hordy Hunów.. Bieszczady oblężone niczym Jasna Góra w czasie Potopu.. W Żywieckim i Śląskim ludzi jak mrówek, z ratunkiem spieszy niepozorny Beskid Makowski 🙂
Może i nie jest wysoki. Może i nie ma powalających widoków, ale za to nie ma też ludzi. Na drodze z Lubnia aż do Łysiny, przez 4h wędrówki nie spotkaliśmy nikogo - i o to właśnie dziś chodziło!

Tak uczciliśmy Wniebowzięcie NMP, Święto Wojska Polskiego i rocznicę Cudu nad Wisłą 🙂



Tegoroczne lato nie było zbyt łaskawe pod względem pogody na górskie wypady - ciągle z nieba coś się lało. W lipcu niemal nieustannie (a przynajmniej w większość weekendów) deszcz, za to w sierpniu żar z nieba. Gdy okazało się, że świąteczny dzień 15 sierpnia może być w końcu tym wręcz idealnym, pozostało wymyślenie jakiejś fajnej pętelki. Musiało zostać spełnionych kilka kryteriów:
- blisko Krakowa, bo jutro do pracy;
- musi być jakaś pętelka;
- najważniejsze: musi być pusto, bez tabunów ludzi.

Takie warunki spełnia Beskid Makowski, inaczej zwany Średnim. To raptem trochę ponad 30 minut jazdy z Krakowa, na dodatek jest raczej mało popularną opcją.

Bez przygód nie może się obyć - gdy dojeżdżam do dworca Ania pisze, że zaspali i dopiero wstają. Klątwa od rana.. Szybko się ogarniają, a ja na dworcu wskakuję do właściwego busa. Za mną siedzi troje ok. 20-latków, są gdzieś z północnej części Polski. Dziewczyna chwali się, że autostradą jeździ już 100 km na godzinę, a chłopak, że stary czasem pożycza furę, ale jakoś niechętnie.

Dojeżdżamy do Mostu Dębnickiego w Krakowie - na prawo widzimy Dębniki i Sawator, na lewo Wawel w całej okazałości (dla tych, co nie znają Krakowa). I wtedy, słuchając ich rozmowy, zwątpiłam w świat i przyszłość naszego kraju.

Ejjjjj, patrzcie, jakaś rzeka!
- ciekawe, co to za rzeka płynie przez Kraków.. Sprawdzisz w Google?
Nie chce mi się. Ale zdaje się, że Dunajec płynie przez Kraków.

No cóż..

Na Borku dosiada się Ania z Kubą i nasze pogawędki na poważniejsze tematy chyba nieco speszyły młodszych kolegów i koleżanki.

Wysiadamy w Lubniu, odnajdujemy żółty szlak i ruszamy w Beskid Makowski. Z tego miejsca można też wyruszyć w Beskid Wyspowy, np. na Szczebel. Przechodzimy przez most na Rabie i mijając kolejne przysiółki wyłazimy powyżej zabudowań. Cóż, gdyby nie nisko zawieszone chmury, widoki byłyby jeszcze lepsze, ale i tak nie narzekamy.


Szlak w większości wiedzie przez las oraz niewielkie polany, z których roztaczają się przyjemne widoki. Krople rosy na trawie i ciemne chmury przybliżają już coraz bardziej atmosferę jesieni, która w górach powoli zaczyna atakować lato.


Wędrujemy spokojnie lasem, polanami, mijając po drodze co chwilę kapliczki, w większości Maryjne. To miły akcent 15 sierpnia.


Jedna z kapliczek okazuje się być kapliczką św. Bernarda, i tu spotyka mnie zaskoczenie! Nie dość, że św. Bernard jest patronem wędrowców, to z boku kapliczki odczytuję wykutą modlitwę:

„Boże, Ty nam dałeś św. Bernarda jako patrona alpinistów i miłośników gór. Za jego wstawiennictwem strzeż nas podczas każdej górskiej wędrówki i zachowaj od wszelkiej niepogody”.

Kapliczka św. Bernarda - patrona wędrowców i alpinistów.

Przemieszczamy się dalej, aż w końcu docieramy na Trzy Kopce - bardziej pasowałaby nazwa Trzy Kałuże ;-) Tutaj las staje się nieco mroczny - mgła, gęsta buczyna.. Super klimat! I tak sobie drepczemy aż do Łysiny, na której spotykamy pierwszego dziś człowieka! O to właśnie chodziło - z dala od ludzi, blisko z przyrodą :-)

Cisza, spokój.. O to dzisiaj chodziło.

Zmierzamy w kierunku Kudłaczy - na tym etapie Kuba doznaje drobnego urazu kolana..W niezwykłych okolicznościach, ale to zostaje w archiwum prywatnym :)  Schronisko na Kudłaczach jest najbliżej położonym schroniskiem od Krakowa. Jednocześnie jest jedynym, które można pieszo osiągnąć w ciągu jednego dnia marszu właśnie z Krakowa.  W schronisku na chwilę rozkładamy się na jedzenie, picie i odpoczynek. W założonym planie było zejście do Myślenic, jednak z powodu kolana i gęstniejących, burzowych chmur, decydujemy się na krótsze zejście do Pcimia.


Wypad krótki, może bez powalających na kolana widoków, ale za to w ciszy, spokoju i z dala od tabunów ludzi. Tym właśnie zachwyca Beskid Makowski, a dodatkowym atutem jest jego bliska odległość od Krakowa.

Wracamy więc do miasta, już myśląc i pakując plecki na sobotnią eskapadę w Beskid Sądecki..

Komentarze

Popularne posty