Sierpniowy Koziarz, czyli ciąg dalszy poszukiwania świętego spokoju
Wyjazd na Koziarz z opcją noclegu na wieży widokowej tak naprawdę mieliśmy w planach już w ubiegłym roku. Niesprzyjająca pogoda oddalała realizację tego pomysłu, aż do drugiej połowy sierpnia 2018. Ruszamy w Beskid Sądecki, czyli mój ulubiony spośród polskich Beskidów. Ścieżki jakże dobrze znane, lubiane, do których mam ogromny sentyment.
Prognozy napawały optymizmem - no, może poza temperaturą, która zwiastowała ciąg dalszy afrykańskich upałów. W sobotni poranek z dworca ruszamy do Szczawnicy. Podróż mija spokojnie - może poza jej początkiem, gdy okazuje się, że autobus nie zabierze naszych znajomych, którzy mieli wybrać się z nami.. Pech, niefart. Trudno, może następnym razem..
Dojeżdżając do Szczawnicy postanawiamy skrócić nieco naszą planowaną trasę i udać się żółtym szlakiem przez Bereśnik i Dzwonkówkę. W Szczawnicy zapchane parkingi, wszędzie pełno ludzi.. Cóż, jest akurat środek długiego weekendu. Na szczęście oddalając się od ulicy Głównej, oddalamy się też od ludzi, a wychodząc powyżej Szczawnicy spotykamy już jedynie pojedyncze osoby. Powoli też odsłaniają się cudowne widoki na dolinę Dunajca i górujące nad Pieninami Tatry.
W Bereśniku cisza i spokój, jest dosłownie kilka osób. Robimy sobie dłuższy odpoczynek na zupę, coś zimnego do picia i podziwianie widoków. Rafał przy okazji przekazał mi mapy Marmaroszy i Gór Rodniańskich, toteż siedząc w Beskidzie Sądeckim, pochylamy się nad górami Rumunii, które planujemy na przyszły rok. Tak to już jest.. Niby jesteśmy w polskich górach, a jednak jedną nogą gdzieś zupełnie indziej.
Bacówka pod Bereśnikiem jest rewelacyjna! Muszę koniecznie wrócić tu jesienią lub zimą i zaplanować nocleg. To jedno z miejsc, gdzie czuje się prawdziwy klimat górskiej chatki - bez wygód i restauracyjnego menu, ale z tą niezwykłą magią, którą znają jedynie ludzie gór.
Dalej powadzi nas wygodna ścieżka przez las, co przy tym upale jest bardzo przyjemne. Docieramy do małej polanki za Dzwonkówką, gdzie wspólnie zarządzamy czas na leżing - przecież nigdzie nam się nie spieszy, a wysoka temperatura zachęca bardziej do słodkiego lenistwa niż marszu :)
Przechodzimy dalej lasem i tu niespodzianka! Gdy tylko wyściubiamy nosy na polanę z przysiółkiem Obidzy, zaczyna kropić, padać i za moment już lać. Ohh, deszcz nas w tym roku wyjątkowo lubi! Na nasze szczęście obok dostrzegamy otwartą szopę - czym prędzej dobiegamy do schronienia, a deszcz leje w najlepsze. Ale szczęście! Przemoczyłoby nas zupełnie.
Deszcz ustaje i na powrót robi się strasznie duszno. Idziemy wśród łąk z malowniczo złożonymi kupami siana. Widoki coraz piękniejsze. Docieramy do skrzyżowania szlaku żółtego z zielonym, prowadzącym do Tylmanowej.
Zanim pomkniemy na Koziarz wchodzimy na sąsiedni Błyszcz - znajduje się na nim kaplica papieska, zbudowana przez Tylmanowian na pamiątkę Mszy Świętej Arcybiskupa Karola Wojtyły z oazami w 1972 roku. Okazuje się, że kapliczka ma zupełnie nowy, pachnący świeżością dach.
Obok jest przygotowane miejsce na ognisko - postanawiamy tutaj zrobić ognisko i obiad w postaci kiełbasy z ognia. Z Błyszcza roztacza się rewelacyjny widok na Stary i Nowy Sącz.
Jedzenie, pogawędki, jednym słowem: relaks. Za to bardzo lubię Beskidy.
Godzinę przed zachodem ruszamy na Koziarz, do którego mamy jakieś 20 minut drogi. Słońce jest już niżej, dodając swoimi ciepłymi promieniami uroku Gorcom, Beskidowi Wyspowemu i Sądeckiemu.
Wchodzimy na wieżę, rzucamy plecaki - dzisiaj jedyna rzecz, jaka nam pozostała, to zachwycanie się zachodem słońca i tym, jak powoli Beskid układa się do snu.
Niedługo po zachodzie słońca rozkładamy się ze śpiworkami i układamy do snu, znajdując na wieży miejsce najbardziej osłonięte od ewentualnego wiatru. Jest ciepło, nawet bardzo ciepło - tak już było całą noc. Gdy przebudziłam się koło 2 w nocy i otworzyłam oczy, jedyny widok to był widok miliona gwiazd. Po prostu rewelacja - Hotel Miliona Gwiazd. Takich atrakcji nie zapewni nic innego..
Budzik ustawiony na 5 rano zwiastuje, że wschód słońca tuż tuż. Gdy otwieram oczy od wschodu widać już różową łunę - wyskakuję ze śpiwora, ogarniam się i obserwuję, jak z kolejnymi sekundami coraz więcej jest dnia, a coraz mniej nocy.
Poniżej wśród drzew grasuje wiewiórka, ptaki śpiewają na cały regulator.. Jest bosko.
Po wschodzie odpalamy palnik - herbata, kawa, śniadanie.
Obserwujemy dolinę Dunajca z cudnie podnoszącymi się mgłami.
Jest niedziela, kończy się długi weekend, co jest motywacją, aby schodzić do Tylmanowej i wracać jakimś wcześniejszym autobusem do Krakowa - decyzja później okazała się być bardzo dobra, bo już nasz autobus był zapełniony w 100%, więc nawet nie myślę, jak wyglądały autobusy późnym popołudniem.
Schodząc do Tylmanowej zaliczamy małe chłodzenie się w spływającym wartko potoku. Nieco dalej przy szlaku rośnie bezpańsko jabłonka, a na niej.. bardzo smaczne jabłka! Po konsumpcji przysmaków schodzimy do przystanku autobusowego nad Dunajcem.
Trudno opisać i podsumować miejsce tak dobrze znane, bo wszystko wydaje się właśnie takie dobrze znane, niby nic nowego. Beskid Sądecki z powodu mniejszej popularności i braku parku narodowego nadal daje wiele swobody, a do tego otrzymujemy ciszę i niemal zupełny brak ludzi (poza okolicami Krynicy). To szlaki dobrze znane, lubiane, do który bardzo chętnie wracam. Jeśli ktoś nie był, a szuka gór, które nawet w długi weekend zapewnią świetne widoki i pustkę na szlaku - polecam z pełną odpowiedzialnością :-)
Zachód słońca z Koziarza - widok na dolinę Dunajca. |
Dojeżdżając do Szczawnicy postanawiamy skrócić nieco naszą planowaną trasę i udać się żółtym szlakiem przez Bereśnik i Dzwonkówkę. W Szczawnicy zapchane parkingi, wszędzie pełno ludzi.. Cóż, jest akurat środek długiego weekendu. Na szczęście oddalając się od ulicy Głównej, oddalamy się też od ludzi, a wychodząc powyżej Szczawnicy spotykamy już jedynie pojedyncze osoby. Powoli też odsłaniają się cudowne widoki na dolinę Dunajca i górujące nad Pieninami Tatry.
Powyżej Szczawnicy |
W Bereśniku cisza i spokój, jest dosłownie kilka osób. Robimy sobie dłuższy odpoczynek na zupę, coś zimnego do picia i podziwianie widoków. Rafał przy okazji przekazał mi mapy Marmaroszy i Gór Rodniańskich, toteż siedząc w Beskidzie Sądeckim, pochylamy się nad górami Rumunii, które planujemy na przyszły rok. Tak to już jest.. Niby jesteśmy w polskich górach, a jednak jedną nogą gdzieś zupełnie indziej.
A za rok.. :) |
Bacówka pod Bereśnikiem jest rewelacyjna! Muszę koniecznie wrócić tu jesienią lub zimą i zaplanować nocleg. To jedno z miejsc, gdzie czuje się prawdziwy klimat górskiej chatki - bez wygód i restauracyjnego menu, ale z tą niezwykłą magią, którą znają jedynie ludzie gór.
Dalej powadzi nas wygodna ścieżka przez las, co przy tym upale jest bardzo przyjemne. Docieramy do małej polanki za Dzwonkówką, gdzie wspólnie zarządzamy czas na leżing - przecież nigdzie nam się nie spieszy, a wysoka temperatura zachęca bardziej do słodkiego lenistwa niż marszu :)
Przechodzimy dalej lasem i tu niespodzianka! Gdy tylko wyściubiamy nosy na polanę z przysiółkiem Obidzy, zaczyna kropić, padać i za moment już lać. Ohh, deszcz nas w tym roku wyjątkowo lubi! Na nasze szczęście obok dostrzegamy otwartą szopę - czym prędzej dobiegamy do schronienia, a deszcz leje w najlepsze. Ale szczęście! Przemoczyłoby nas zupełnie.
Ktoś nad nami czuwa i posyła nam kawałek dachu nad głową :) |
Deszcz ustaje i na powrót robi się strasznie duszno. Idziemy wśród łąk z malowniczo złożonymi kupami siana. Widoki coraz piękniejsze. Docieramy do skrzyżowania szlaku żółtego z zielonym, prowadzącym do Tylmanowej.
Zanim pomkniemy na Koziarz wchodzimy na sąsiedni Błyszcz - znajduje się na nim kaplica papieska, zbudowana przez Tylmanowian na pamiątkę Mszy Świętej Arcybiskupa Karola Wojtyły z oazami w 1972 roku. Okazuje się, że kapliczka ma zupełnie nowy, pachnący świeżością dach.
Obok jest przygotowane miejsce na ognisko - postanawiamy tutaj zrobić ognisko i obiad w postaci kiełbasy z ognia. Z Błyszcza roztacza się rewelacyjny widok na Stary i Nowy Sącz.
Jedzenie, pogawędki, jednym słowem: relaks. Za to bardzo lubię Beskidy.
Godzinę przed zachodem ruszamy na Koziarz, do którego mamy jakieś 20 minut drogi. Słońce jest już niżej, dodając swoimi ciepłymi promieniami uroku Gorcom, Beskidowi Wyspowemu i Sądeckiemu.
Hotel Koziarz |
Wchodzimy na wieżę, rzucamy plecaki - dzisiaj jedyna rzecz, jaka nam pozostała, to zachwycanie się zachodem słońca i tym, jak powoli Beskid układa się do snu.
Niedługo po zachodzie słońca rozkładamy się ze śpiworkami i układamy do snu, znajdując na wieży miejsce najbardziej osłonięte od ewentualnego wiatru. Jest ciepło, nawet bardzo ciepło - tak już było całą noc. Gdy przebudziłam się koło 2 w nocy i otworzyłam oczy, jedyny widok to był widok miliona gwiazd. Po prostu rewelacja - Hotel Miliona Gwiazd. Takich atrakcji nie zapewni nic innego..
Królewskie łoże :) |
Budzik ustawiony na 5 rano zwiastuje, że wschód słońca tuż tuż. Gdy otwieram oczy od wschodu widać już różową łunę - wyskakuję ze śpiwora, ogarniam się i obserwuję, jak z kolejnymi sekundami coraz więcej jest dnia, a coraz mniej nocy.
Poniżej wśród drzew grasuje wiewiórka, ptaki śpiewają na cały regulator.. Jest bosko.
Po wschodzie odpalamy palnik - herbata, kawa, śniadanie.
Nie ma jak niedzielne śniadanie :) |
Obserwujemy dolinę Dunajca z cudnie podnoszącymi się mgłami.
Błyszcz, w oddali widoczne delikatnie Tatry. |
Jest niedziela, kończy się długi weekend, co jest motywacją, aby schodzić do Tylmanowej i wracać jakimś wcześniejszym autobusem do Krakowa - decyzja później okazała się być bardzo dobra, bo już nasz autobus był zapełniony w 100%, więc nawet nie myślę, jak wyglądały autobusy późnym popołudniem.
Schodząc do Tylmanowej zaliczamy małe chłodzenie się w spływającym wartko potoku. Nieco dalej przy szlaku rośnie bezpańsko jabłonka, a na niej.. bardzo smaczne jabłka! Po konsumpcji przysmaków schodzimy do przystanku autobusowego nad Dunajcem.
Dunajec w Tylmanowej |
Trudno opisać i podsumować miejsce tak dobrze znane, bo wszystko wydaje się właśnie takie dobrze znane, niby nic nowego. Beskid Sądecki z powodu mniejszej popularności i braku parku narodowego nadal daje wiele swobody, a do tego otrzymujemy ciszę i niemal zupełny brak ludzi (poza okolicami Krynicy). To szlaki dobrze znane, lubiane, do który bardzo chętnie wracam. Jeśli ktoś nie był, a szuka gór, które nawet w długi weekend zapewnią świetne widoki i pustkę na szlaku - polecam z pełną odpowiedzialnością :-)
Komentarze
Prześlij komentarz