Ostatni poranek podczas naszego wyjazdu wydaje się być bardziej listopadowy - na pewno nie będzie już takiej jesieni, do jakiej przywykliśmy przez miniony tydzień. Śniadanie, kawa u księdza, pogawędki - jak dobrze czasem nigdzie się nie spieszyć i nie zarzucać plecaka na ramiona od samego rana. Dzisiaj czeka nas tylko szybki wypad do sklepu po kilka drobiazgów na drogę oraz sama podróż z Komańczy do Krakowa i Katowic.
 |
Na Szerokim Wierchu.. |
W klasztorze idziemy jeszcze w południe na Mszę - jak się dowiedzieliśmy, jedna z sióstr akurat świętuje jubileusz 50-lecia ślubów, więc mamy szczęście uczestniczyć w tej zacnej uroczystości. W międzyczasie pakowanie, obiad.. Pora rozstać się, przynajmniej fizycznie, z Bieszczadami i Beskidem Niskim. Ksiądz Janusz odwozi nas do Sanoka na autobus - czekamy jeszcze jakąś chwilę i pakujemy swoje graty do wygodnego, dużego autokaru, który ma nas przenieść ze świata marzeń, wolności i spokoju w świat codzienności i powszedniego życia.
 |
Pod Pikujem, Bieszczady Wschodnie |
W czasie podróży zliczam za pomocą iPhona ten miniony tydzień - ponad 125 kilometrów przebytej pieszo drogi, blisko 6 tysięcy metrów przewyższeń. Wędrówka ponad 20-kilometrową połoniną Pikuja, trzy kraje, trzy waluty w portfelu, kilkanaście kolejnych szczytów do "setki". Jednak liczby tutaj nie mają znaczenia - to, co najważniejsze, jest po prostu niepoliczalne i nie daje się zapisać w tabelki.
 |
Król Pikuj już blisko |
Przede wszystkim przeszliśmy całe Bieszczady Wschodnie, mogąc cieszyć oczy rozległymi widokami i pustką połonin - dla mnie było to spełnienie marzenia o dotknięciu tych ukochanych gór, zamkniętych za wschodnią granicą - to kolejne przekroczenie nieosiągalnego, niemożliwego ze świadomością, że naprawdę wiele zależy od tego, czy odważę się zrobić krok. To był też w tym roku mój trzeci wyjazd w Karpaty na Ukrainę, dzięki którym na nowo i w zupełnie inny sposób przeżywam miłość i pasję do gór, przekuwając zwykłe dreptanie na turystykę pełną pochłaniania gór sercem, duszą i intelektem.
 |
Bieszczady Wschodnie |
Przechodząc do Polski przez Słowację, spełniliśmy nasze marzenie i plan wyjazdu, by przejść przez te trzy bieszczadzkie kraje - może to się komuś wydać dziwne, ale uczucie, jakie towarzyszyło mi, gdy wchodziliśmy do Polski przez Krzemieniec, jest trudne do opisania - przecież nie wędrowaliśmy dwa miesiące poza naszym krajem, żeby to jakoś specjalnie przeżywać... A jednak był to moment dla mnie ważny, który zachowam w pamięci i sercu na bardzo długo. Fakt, nigdy jeszcze do Polski nie wracałam kilka dni pieszo.. ;-)
 |
Krzemieniec / Kremenec / Kremenaros |
Dzięki tej wędrówce zobaczyliśmy jedne Bieszczady, ale w trzech krajach - to pokazało nam, że choć są to jedne góry, to jednak formalne granice okazują się być również granicami czasu, przez co to samo pasmo inaczej smakuje w każdym z tych państw - na Ukrainie ciszą, pustkowiem i światem cofniętym o 30 lat, na Słowacji szumem buczynowych liści, w Polsce wspomnieniami i refleksją o trudnej historii tych terenów. Każdy odcinek pokazał nam Bieszczady w innej odsłonie, dzięki czemu mogliśmy je poczuć i posmakować w całości.
 |
Pod Starostyną, Bieszczady Wschodnie |
W końcu to, czego najbardziej nauczyły mnie tym razem góry, to.. ludzie, a konkretnie ich dobroć. Od chłopaka, który nas podwiózł po opuszczeniu marszrutki, gospodarza w Husnem, panią dróżniczkę w Siankach, pana ze sklepu w Bereznem i barmankę, która uratowała nas noclegiem, chłopaków podwożących do granicy ze Słowacją, niesamowitego słowackiego celnika, który poszedł szukać nam transportu, zostawiając kolejkę Ukraińców oczekujących na odprawę, przez mężczyznę, który podwiózł nas do Sniny, panie z domu w Ustrzykach - zawsze miłe, życzliwe i gościnne, po ks. Janusza, który zgarnął nas ze Smereka do Komańczy i siostry Nazaretanki, które swoją dobrocią i otwartością nas wręcz onieśmielały. Spotykając na swojej drodze takich ludzi budzi się pragnienie, aby to dobro przekazywać dalej.
 |
Bieszczady Wschodnie |
Doświadczenie dobroci spowodowało, że powiódł się nasz cały założony plan, a dzięki temu mogliśmy doświadczać tych wszystkich pięknych przeżyć, które przyniosły nam góry w swej łaskawości, objawionej niezwykle piękną, ciepłą pogodą. Obdarowały nas słońcem, kolorami jesieni oraz całym pakietem swojego bogactwa, dzięki czemu i serce zostało wypełnione nim po brzegi, co pozwoli na to, aby te przeżycia trwały we mnie o wiele dłużej. Bo tak jak wyjazd zaczyna się zwykle długo przed spakowaniem plecaka, tak też zazwyczaj trwa jeszcze bardzo długo po jego rozpakowaniu. I choć życie wraca w normalne, codzienne ryzy, to jednak serce ciągle bije rytmem połonin i ludzkiego dobra, doświadczonego w ostatnich dniach.
 |
Kolory jesieni.. Bieszczady Wschodnie |
Przede mną kilka jesienno - zimowych miesięcy, gdy tęskni się za zielenią połonin i ciepłem wiosennego słońca. Z drugiej jednak strony marzę o pięknej, śnieżnej i mroźnej zimie w górach, by móc zobaczyć je znowu w bardziej surowej wersji, na którą decyduje się o wiele mniej osób niż w lecie, przez co łatwiej o ciszę i spokój. To też piękne wieczory w schroniskach przy kominku, z kubkiem gorącej herbaty i wiatrem świszczącym za oknem.
 |
U Króla Pikuja - Bieszczady Wschodnie |
Oprócz krótszych, weekendowych wędrówek, będą to miesiące oczekiwania na kolejne wschodniokarpackie wyjazdy, bo oto zza rogu zaglądają Czywczyny, w które (jeśli pogoda pozwoli i wiosna będzie ciepła), chcemy wybrać się na przełomie kwietnia i maja. Jeśli czas i możliwości pozwolą, w kolejnych miesiącach może dołożymy do tego kawałek Gorganów z zakarpackim Świdowcem, a jesień należeć będzie do rumuńskich Marmaroszy i spotkania z zupełnie nowym karpackim światem. Trudne to miesiące, bo z kolejnymi dniami tęsknota i oczekiwanie będą narastały - choć próbuje się je trochę zagłuszyć czytaniem, patrzeniem na mapy czy wyjazdami na weekend w bliższe góry, to głód nieznanego będzie wzrastał. I choć na temat kolejnego celu wyczyta się wszystkie książki, a mapę będzie już się znało na pamięć, to dopóki nie dotknie się tego kolejnego karpackiego skrawka i nie zobaczy go na własne oczy, tęsknota za nieznanym będzie tylko narastała. Jest to dowód na to, że można tęsknić za czymś, czego się nie zna i kochać niewidoczne dla oczu. Dopiero odliczanie ostatnich dni przed wyjazdem będzie tym wspaniałym momentem, pełnym radości i zarazem niepewności, który dopełniony założeniem plecaka ze wszystkim, co do życia potrzebne, rozpocznie kolejną przygodę.
 |
Z wizytą u Królowej - Tarnica, Bieszczady Zachodnie |
Chociaż tyle już różnych gór udało się poznać i zdeptać przez tę dekadę mego górskiego życia, choć są szczyty i szlaki, na które wracać mogę codziennie, to jednak ciągle człowiek z uporem maniaka dąży do tego, co jeszcze niepoznane. Mówi o stabilizacji, a czeka aby iść w niepewne. Goni za pracą, by później marzyć o ucieczce przed nią. Odkłada pieniądze na rzeczy ważne, a wydaje na kolejną mapę. Szuka wygodnego łóżka, a później czeka, aby spać byle gdzie. Kupuje mieszkanie za oszczędności życia, a później zadowala się namiotem. Może to chęć udowadniania sobie, że da się przekraczać kolejne granice nie tylko państw, ale i te rozdzielające serce i głowę? A może po prostu to ciągle poszukiwanie sensu i smaku prawdziwego życia? Może chęć sprawdzenia, jak wygląda życie tam, za kolejną linią horyzontu, który wraz z oczami i krokami również się przesuwa powodując, że już zawsze, bez końca będziemy za nim biec, mamieni obietnicą gór, że za tamtym szczytem znajdziesz to, czego szukasz - jest to droga, którą może zakończyć jedynie koniec życia.
"Szukaj więc wciąż swoich gór i dolin. Nie zadowalaj się tym, co zdobyłeś.
Zdobyte już się nie liczy".
 |
W drodze do Sianek, Bieszczady Wschodnie |
Komentarze
Prześlij komentarz