Między Dunajcem, a Popradem - wędrówka Pasmem Radziejowej w Beskidzie Sądeckim

Dolina Popradu w sposób wręcz nienaturalny rozdziela na dwa pasma Beskidu Sądeckiego, który jest zdecydowanie ulubionym z moich Beskidów. Choć wiele razy przechodziłam z Krynicy do Krościenka, z Łącka do Szczawnicy czy z Tylmanowej przez Dzwonkówkę na Prehybę, to jednak - jak zawsze w górach - za każdym razem można w tym Beskidzie odkryć coś nowego. Wcześniej wiele chodziłam i czytałam, jednak rozpoczęcie kursu przewodnickiego zmotywowało mnie i niejako wymogło, by zainteresować się również tym, co do tej pory było dla mnie nieciekawe. Interesowała mnie historia znakarstwa na tych terenach czy długa droga powstawania schroniska na Prehybie, ale nie bardzo wnikałam choćby w to, do kogo przed stu laty należały te tereny i dlaczego miało to tak wielkie znaczenie.

Między Prehybą, a Radziejową

Nasz weekend rozpoczynamy w Krościenku nad Dunajcem - wysiadam z autobusu i czuję się jak po długim powrocie w miejsce doskonale znane. W końcu przez rok tu mieszkałam, a przez dobrych kilka lat spędzałam niemal każdą wolną chwilę. Choć tym razem stoję na krościeńskim rynku w zupełnie innych okolicznościach, to jednak ożywają wspomnienia dobrego czasu, który przyszło mi tu spędzić. Stary kościół, w którym w zimie odmarzały uszy, obok legendarne lody u Marysi, za kościołem amfiteatr, a poniżej niego ulubiona ławka, na której często przesiadywałam do późna w nocy nad rzeką. I ścieżka wzdłuż Dunajca, który jak najlepszy przyjaciel wysłuchiwał wtedy moich pomysłów i marzeń, z których wiele do tej pory się spełniło, a kolejne być może właśnie zaczęło się spełniać. Tym razem na kościół jak i całe Krościenko spoglądam innym okiem, próbując przypomnieć sobie jak najwięcej i jak najwięcej zapamiętać z tego, co mówią inni.

Kościół pw. Wszystkich Świętych w Krościenku nad Dunajcem

Początki Krościenka są związane prawdopodobnie z budową Zamku Pienińskiego w wieku XIII, a już w 1348 roku miejscowość otrzymuje prawa miejskie. Z Piwniczną Zdrój łączy je herb - Baranek Paschalny symbolizujący czas lokacji tych dwóch miejscowości w liturgicznym Okresie Wielkanocy roku 1348. Miasteczko szybko rozwijało się dzięki położeniu przy szlaku kupieckim na Węgry. Najcenniejszym zabytkiem zachowanym do naszych czasów jest gotycki kościół, którego prezbiterium niegdyś osunęło się do Dunajca.

Kolejnym punktem wędrówki są źródła wody mineralnej: Michalina i Stefan. Odkryte w wieku XIX, początkowo uznane za niewiele warte, po badaniach przeprowadzonych przez Józefa Dietla okazały się być wystarczającym powodem, aby Krościenko uzyskało status Uzdrowiska Krajowego, a woda była butelkowana i wysyłana do Krakowa i Lwowa. Niestety z biegiem czasu Szczawnica przejmowała większość kuracjuszy, a Krościenko utraciło nie tylko status uzdrowiska, ale i prawa miejskie, stając się po blisko 600 latach wsią.

Michalina i Stefan. Fot. www.mineralnamalopolska.pl

Ciepła, słoneczna pogoda zachęca do wędrówki, choć po południu na Przełęczy Przysłop czuć silne powiewy zimnego, listopadowego wiatru. W czasie II wojny światowej to miejsce było świadkiem wielu tragicznych wydarzeń. Ze względu na dogodne miejsce chętnie zatrzymywali się tu beskidzcy kurierzy, przerzucający ludzi do tworzących się Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Za przyjmowanie kurierów jednego z baców spotkała kara - najpierw ciężkie śledztwo, następnie śmierć z rąk hitlerowców. Kolejnym tragicznym wydarzeniem była obława, w czasie której poległo tu 5 partyzantów - jednym z nich był Bolesław Durkalec ps. "Sławek", syn ówczesnych gospodarzy schroniska na Lubaniu. Rodzina Durkalców zdaje się być doskonałym przykładem tego, jak działacze turystyczni, a często całe ich rodziny zaangażowane były w konspirację. W niedługim czasie po śmierci partyzantów doszło na Przełęczy Przysłop do wymiany ognia partyzantów radzieckich z Niemcami. W wyniku tego zdarzenia w odwecie Niemcy spalili dom Fijasów wraz z całą kilkuosobową rodziną. Jedna przełęcz, której zbocza opadają w doliny potoku Obidzkiego i Sopotnickiego, a stała się świadkiem tak wielu tragicznych wydarzeń.

Przełęcz Przysłop

Po zmroku docieramy do schroniska im. Kazimierza Sosnowskiego na Przehybie, które ma swoją bogatą i niezwykle długą - jak na schronisko - historię. Pierwsze plany jego powstania pojawiły się już w 1906 roku, gdy nowo powstały Oddział PTT "Beskid" w Nowym Sączu snuł plany budowy schroniska w Paśmie Radziejowej. Plany jednak porzucono na jakiś czas z powodu braku funduszy, jednak już w 1912 roku wytypowano miejsce nadające się na budowę. Z powodu trudności z nabyciem gruntu plan odłożono. Wybuch I wojny ponownie powoduje porzucenie myśli o schronisku na jakiś czas. Temat powraca w roku 1927, a już dwa lata później rozpoczynają się wielokrotne próby skłonienia łemkowskiej gminy Szlachtowa do sprzedaży parceli pod budowę obiektu. Po kilkukrotnych próbach działacze postanawiają udać się do hr. Adama Stadnickiego - właściciela lasów rytersko - szczawnickich z prośbą o sprzedaż gruntu na Przehybie, jednak i te rozmowy kończą się niepowodzeniem. Dochodzi do ponownych rozmów z Łemkami ze Szlachtowej, którzy jednak - jak opisuje to Edward Moskała - kierowali się zasadą "Ani piędzi ziemi Lachom", co nie przynosi oczywiście pomyślnego rozwiązania. Dopiero kolejne rozmowy z hr. Stadnickim zostają zakończone sukcesem. W lecie 1936 roku rozpoczyna się budowa schroniska, którą i tak utrudniają mieszkańcy Szlachtowej blokując drogę - materiały na Przehybę są transportowane nocą.

Marzenia, a możliwości

Budynek docelowo miał posiadać 3 piętra, jednak z powodu braku środków zbudowano jedynie pierwszy etap z opcją rozbudowy. Nie pomogły nawet środki ze sprzedaży schroniska w Szczawnicy, które Oddział PTT Beskid odsprzedał oddziałowi szczawnickiemu, przenosząc wyposażenie do nowego schroniska na Przehybie.


Podczas wojny schronisko najpierw pustoszeje, jednak z biegiem czasu powraca w nie skromny ruch turystyczny. Częściej jednak niż turyści kwaterują w nim partyzanci, tworząc z biegiem czasu na Przehybie leśną podchorążówkę. Schronisko zostaje spalone przez Niemców w 1944 roku, ale już w latach 50. rozpoczyna się odbudowa - najpierw powstaje tymczasowy schron, a wkrótce duży, okazały obiekt murowany kryty gontem.


Schronisko na Przehybie wybudowane w latach 50.XX wieku

W roku 1991 schronisko spłonęło, a jego odbudowa trwała do roku 1998 - powstał obiekt, z którego możemy aktualnie korzystać w czasie górskich wędrówek.

Trzecie schronisko na Przehybie. Fot. Jakub Kowalski

Niedzielny poranek wita nas różowiejącym przedświtem, który zapowiada doskonałą pogodę, a błyszczący na trawie szron przypomina, że w kalendarzu mamy już końcówkę listopada. Po śniadaniu podziwiamy doskonale widoczne Tatry z górującą Łomnicą i Lodowym Szczytem. 

Tatry i przedświt.. Fot. Jakub Kowalski

Nie sposób tu też nie wspomnieć więcej o prof. Kazimierzu Sosnowskim - wybitnym krajoznawcy, który jak mało kto przyczynił się do popularyzacji turystyki w Beskidach Zachodnich. Urodzony w Niepołomicach w 1875 roku najbardziej związał swoje życie z Sądecczyzną, gdzie pracował tuż po studiach jako nauczyciel od 1906 roku. Poświęcał swój czas na beskidzkie wędrówki i znakowanie kolejnych szlaków, w tym pierwszego szlaku z Rytra do Szczawnicy przez Przehybę w roku 1908. Początkowo szlaki znakowane były tylko jednym paskiem koloru czerwonego i warto wspomnieć, że również jemu zawdzięczamy to, jak dziś wygląda znakowanie - podczas jednej z wędrówek, schodząc po zmroku do Rytra spostrzegł, że pojedynczy, czerwony pasek jest trudny do zauważenia. Zaczął więc wkrótce dodawać do paska czerwonego jeden pasek biały, który będzie lepiej widoczny nocą - było to ok. roku 1912. Od początku lat 20. zaczęto znakować szlaki trzema paskami: dwoma białymi i pośrodku w kolorze szlaku. Należy też dodać, że pomysłodawcą różnych kolorów szlaków i ich znaczenia był inny działacz sądeckiego PTT, prof. Feliks Rapf. Pod koniec lat 30. weszła w życie instrukcja dotycząca znakowania szlaków i funkcjonuje ona w niemal niezmienionej formie do dzisiaj.

Znakowanie dwoma paskami wprowadzone przez prof. Sosnowskiego. Fot. "Przewodnik po Beskidach Zachodnich" K. Sosnowski, 1926


Po I wojnie Sosnowski jest delegowany przez ministerstwo do prac plebiscytowych na Orawie i Spiszu jako jeden z lepiej znających ten teren, jednak do plebiscytu finalnie nie dochodzi. Wychowany w rodzinie o silnych, patriotycznych tradycjach dostrzega potrzebę popularyzacji Beskidów wśród polskich turystów również z powodu germanizacji ich zachodnich terenów przez prężnie działające na Żywiecczyźnie i terenie Beskidu Śląskiego Beskiden Verein - niemiecką organizację turystyczną, która oprócz turystyki za cel stawiała sobie germanizację Beskidów. Historia tzw. "Wojny na pędzle" zasługuje również na osobny tekst.

prof. Kazimierz Sosnowski. Fot. www.cotg.pttk.pl

Kazimierz Sosnowski przyczynił się do popularyzacji turystyki w Beskidach Zachodnich głównie dzięki wydaniu w roku 1914 "Przewodnika po Beskidach Zachodnich i Pieninach wraz z terenami narciarskimi". Kolejnym jego dziełem życia było zaprojektowanie Głównego Szlaku Beskidzkiego na odcinku Ustroń - Krynica, ale ta historia zasługuje na osobny wpis. W trakcie tworzenia GSB spotyka go rodzinna tragedia - w 1925 roku w wypadku samochodowym stracił żonę, córkę oraz syna. Przy życiu została jedna z córek, a Sosnowski jeszcze bardziej uciekł w działalność na rzecz turystyki. Po II wojnie przez kilka lat, aż do śmierci działa w PTT, a później PTTK, oddając się całkowicie pracy na rzecz turystyki.

Drugie wydanie przewodnika

Wędrujemy przez Radziejową, gdzie trwa odbudowa wieży widokowej - wygląda na to, że już wkrótce ponownie będzie można cieszyć się rozległymi widokami z najwyższego szczytu Beskidu Sądeckiego.


Dobra, słoneczna pogoda sprzyja wędrówce mimo wiatru, który momentami był bardzo uciążliwy. Rekompensują to jednak widoki, których dzisiaj nie brakuje - od Pienin i Tatr na południu po Pasmo Jaworzyny Krynickiej, Góry Grybowskie w Beskidzie Niskim oraz Kotlinę Sądecką.

Dolina Popradu, Pasmo Jaworzyny Krynickiej i Góry Grybowskie w Beskidzie Niskim. Fot. Jakub Kowalski

Naszą weekendową wędrówkę przez Pasmo Radziejowej kończymy w Piwnicznej Zdrój, którą darzę wieloma dobrymi wspomnieniami, głównie związanymi z wizytą w Chatce pod Niemcową, którą tym razem ominęliśmy. Z pewnością jest to jednak powód, by jak najszybciej wrócić "do tej chatynki pełnej ziół i malin" :-)

Dolina Popradu. Fot. Jakub Kowalski

Dzięki temu wyjazdowi nie tylko odświeżyłam wiedzę, ale też dowiedziałam się wielu rzeczy, które z pewnością wcześniej niespecjalnie by mnie interesowały. Pozwala to poznawać Beskidy bardziej, ale również jeszcze bardziej je rozumieć, co z pewnością sprzyja temu, by kolejne wędrówki stawały się jeszcze bogatsze i napędzane nową ciekawością, aby coraz mocniej poznawać to, co jest już pozornie znane.

Listopad nad Piwniczną Zdrój


Historia schroniska na Przehybie:
Ryszard Bogdziewicz, Schroniska górskie od Beskidu Śląskiego do Czarnohory w latach 1874-1945
Edward Moskała, Schroniska PTTK w Karpatach Polskich

Historia znakarstwa:
Władysław Krygowski, Zarys dziejów polskiej turystyki górskiej
Władysław Krygowski, Dzieje Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego
Kazimierz Sosnowski, Przewodnik po Beskidach Zachodnich i Pieninach













Komentarze

Popularne posty