Konwencje turystyczne Polski z Czechosłowacją i Rumunią - jak przekraczano górskie granice, gdy nie było Schengen

Południowa granica Polski biegnie w znaczącej części grzbietem Karpat. Każdy, kto wędruje czy to w Tatrach czy też Beskidach od Śląskiego po Bieszczady, z pewnością chodził nie raz szlakiem granicznym, mijając bez większego namysłu słupki polsko - słowackiej granicy, czy też polsko-ukraińskiej w części Bieszczadów. Być może przyszło nam z grzbietu granicznego schodzić na Słowację bez większego zastanawiania się nad tym, jak wędrowano kiedyś, gdy świat nie znał czegoś takiego jak strefa Schengen.

Mapka dołączona do konwencji turystycznej zawartej między Rzeczpospolitą, a Czechosłowacją w 1925 r.

Powędrujmy więc przez moment w Karpaty z czasu przed wybuchem I wojny światowej, czyli przed rokiem 1914. Polski nie ma na mapie Europy, nie ma też południowej granicy, jaką znamy dziś, gdyż obszar Karpat po obu stronach głównego grzbietu znajduje się na terenie Monarchii Austro - Węgierskiej. Teoretycznie istniała granica między byłą Austrią, a Węgrami, w praktyce jednak nikt tej granicy nie pilnował, a przemieszczanie się na stronę węgierską nie było w żaden sposób ograniczone, gdyż nie działały nawet posterunki graniczne.

Granica węgiersko-galicyjska grzbietem Karpat. Mapa z: http://edus.ibrbs.pl/slask-cieszynski-pod-panowaniem-habsburgow-1742-1918/


Turyści, szczególnie galicyjscy, wędrowali więc tam, gdzie tylko w Karpatach chcieli, bez większych przeszkód. Jeszcze kilka lat przed wybuchem I wojny światowej Mieczysław Orłowicz organizuje rajdy lwowskiego Akademickiego Klubu Turystycznego w Czarnohorę oraz w góry znajdujące się już po węgierskiej stronie granicy. Wiele ciekawych, często humorystycznych sytuacji z tego czasu można przeczytać w jego książce "Moje wspomnienia turystyczne", gdzie opisuje m.in. podróże koleją przez węgierską granicę, która to granica istniała tylko formalnie. 

Wielka Wojna zmienia losy świata - rozpadają się Austro - Węgry, a na mapie Europy pojawia się wiele państw. Po 123 latach odradza się Polska, natomiast naszymi południowymi sąsiadami stają się Czechosłowacja oraz Królestwo Rumunii. Gdy entuzjazm po odzyskaniu niepodległości nieco opada rozpoczyna się zmaganie z ostatecznym kształtem granicy, która teraz z dwoma tymi państwami ma przebiegać głównie grzbietem Karpat. Po rozmaitych sporach o Czadeckie, Spisz oraz Orawę, trwają w końcu prace na granicy polsko - czechosłowackiej, natomiast wytyczanie granicy rumuńskiej zaczyna się w 1927 roku, choć protokół zakończenia prac delimitacyjnych podpisano dopiero w maju 1935.

Poniższe zdjęcia pokazują dwa rodzaje słupów granicznych, które ustawiano na karpackiej granicy - granice z Czechosłowacją wytyczono słupami kamiennymi z wybitym rokiem "1923 P" oraz "CS 1920", na słupach początkowych wykute były godła Rzeczpospolitej i Czechosłowacji. O ile kamieni głównych i pośrednich z literami oraz rokiem w Gorganach, Czarnohorze czy nawet naszych Bieszczadach znajdziemy jeszcze dość dużo, o tyle kamienie początkowe z godłami zostały w terenie dwa - na Popadii oraz Pantyrze w Gorganach.

Słup główny granicy polsko - czechosłowackiej w Tatrach, okolice Kasprowego Wierchu. Na zdjęciu m.in. Prezydent Ignacy Mościcki, rok 1936. 
Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Słupy na granicy z Rumunią były zupełnie inne - odlane żeliwne słupki z rokiem 1927 oraz pierwszymi literami graniczących państw, na słupach głównych natomiast również znajdowały się godła obu sąsiadów. Choć jeszcze kilka, kilkanaście lat temu można było je odnaleźć w Górach Czywczyńskich, dziś raczej już na marne tego szukać w terenie. Jeden słupek pośredni z Łostunia trafił na stację Mocanity w marmaroskim Vis de Sus. 

Ustawianie słupa granicznego między Rzeczpospolitą, a Rumunią nad Czeremoszem, 1929 r. Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Gdy ruch turystyczny powraca po I wojnie w góry, oprócz wojennych zniszczeń napotyka jeszcze jedną nieznaną wcześniej barierę: granicę, której do tej pory galicyjscy turyści nie znali. Wartościowe obszary górskie przypadają głównie na tereny nowych granic, co jest nie lada kłopotem. Nie było wówczas takiej techniki, jaką możemy cieszyć się dzisiaj, toteż patrolowanie terenów górskich było dla służb granicznych bardzo utrudnione. Do przekraczania granicy od tej pory potrzebne są paszporty, na dodatek zaroiło się od punktów kontroli. Zakończył się czas swobodnych "wędrówek na stronę węgierską".

Posterunek graniczny za Jurgowem, 1929. Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

O konwencji turystycznej, która mogłaby regulować ruch turystyczny na granicy polsko - czechosłowackiej myślano już w 1919 roku, jednak ciągle trwające spory o Śląsk Cieszyński, Spisz, Orawę, a w końcu o Jaworzynę Spiską nie tworzyły nastroju do tego, aby porozumiewać się w kwestii tak błahej jak ruch turystyczny. Oczywistym też było, że w czasie kryzysu relacji z sąsiadem nie ma co oczekiwać pozytywnego nastawienia do tej sprawy. Potrzebę stworzenia  porozumienia odczuwali jednak turyści po obu stronach i z tego też powodu, zupełnie niezależnie od stosunków dyplomatycznych, pierwsze rozmowy odbywają się między towarzystwami turystycznymi obu państw. Pojawia się koncepcja konwencji, która pozwalałaby członkom owych organizacji turystycznych na podstawie legitymacji organizacji, przekraczać granicę bez paszportów czy dodatkowych przepustek i poruszać się w obrębie wyznaczonego pasa turystycznego. To trochę tak, jakby dziś na mocy legitymacji PTTK móc przekroczyć granicę w Bieszczadach i ruszyć na Pikuj.

Granica polsko - czechosłowacja w Pieninach, 1933. Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Temat w oficjalnej, dyplomatycznej dyskusji pojawia się w roku 1924, a więc po rozstrzygnięciu przez Ligę Narodów kwestii Jaworzyny Spiskiej. Wówczas obie strony zobowiązują się do zawarcia w możliwie najkrótszym czasie konwencji, która regulowałaby ruch turystyczny na całym odcinku granicy polsko - czechosłowackiej, a więc od Ziemi Cieszyńskiej po Stóg w Karpatach Marmaroskich. To, co dla towarzystw turystycznych było proste, nie było oczywiście takie proste dla polityków i dyskusje nad zawarciem porozumienia trwały kolejne pół roku. Finalnie, w maju 1925 roku w Pradze, po 10 dniach obrad, konwencja ostaje zawarta i podpisana przez delegatów obu państw - ze strony Rzeczpospolitej dokument podpisał Walery Goetel.



Choć dokument został podpisany to potrzebne było jeszcze jedno spotkanie, tym razem delegatów różnych ministerstw, celem ustalenia, członkowie jakich organizacji mogą korzystać z konwencji turystycznej - z polskiej strony było to Polskie Towarzystwo Tatrzańskie oraz Polski Związek Narciarski, ze strony Czechosłowackiej Klub Czechosłowackich Turystów oraz Czechosłowacki Związek Narciarski. Stosowne ministerstwa wydały instrukcje dla posterunków policyjnych i celnych oraz stacji kolejowych w obszarze owego pasa turystycznego - w połowie 1926 r. konwencja polsko - czechosłowacka zaczęła obowiązywać. 


Jak wyglądało to od strony formalnej? 

Aby legitymacja członkowska danego towarzystwa mogła służyć jako przepustka turystyczna, musiała zostać wcześniej potwierdzona urzędowo - przez starostwo właściwe miejscu zamieszkania oraz przez konsulat czechosłowacki. Było to zupełnie bezpłatne, a samą formalność załatwiano od ręki. Legitymacje uprawnionych towarzystw miały konkretny wymiar i kolor, musiały również posiadać wkładkę na małą mapę i opis pasa turystycznego, krótki wyciąg z przepisów celnych, kolejowych a nawet karnych. Legitymacje PTT były koloru niebieskiego, a PZN żółtego. 

Legitymacja PTT

Pas turystyczny był obszarem po obu stronach granicy, po którym członkowie uprawnionych towarzystw mogli przemieszczać się na mocy przepustki turystycznej i nie był on ciągły przez całą karpacką granicę - Czechosłowacja początkowo godziła się na pas tylko w zachodniej części, a dopiero po kolejnych pertraktacjach na dwa odcinki na południowym - wschodzie. Finalnie powstały 3 odcinki pasa turystycznego: zachodnia, największa, od Beskidu Śląskiego po Beskid Sądecki; druga, mniejsza, obejmowała obszar wyższych części ówczesnych Bieszczadów (do których wówczas zaliczano też dzisiejszą Borżawę). Trzecia część obejmowała skrawek Gorganów, Czarnohorę, Beskidy Huculskie, Karpaty Marmaroskie oraz Świdowiec. Polscy turyści mogli wędrować aż po szczyt Pop Iwana Marmaroskiego na granicy czechosłowacko - rumuńskiej. Większość pasa turystycznego z oczywistych względów była wyznaczana głównie wzdłuż linii kolejowych, które z perspektywy turysty są bardzo istotne. Często granice pasa turystycznego biegły również dolinami rzek.
Dokładny opis wszystkich odcinków można znaleźć w tekście M. Orłowicza w "Wierchach" (R IV, 1926). 

      M. Orłowicz, Konwencja turystyczna polsko-czechosłowacka, „Wierchy”
1926, nr 4, s. 137 (Orłowicz, 1926, s. 137)
Mapka dołączana do legitymacji "konwencyjnych"

Konwencja przewidywała też kary w przypadku przebywania w pasie turystycznym po okresie ważności legitymacji czy też nie stosowania się do samych granic tego pasa. Przenosić ze sobą przez granicę można było tylko te rzeczy, które przewidywały przepisy celne  - te informacje znajdowały się na owych wkładkach do legitymacji. 

Pieczątki z miejsca zamieszkania oraz czechosłowackiego konsulatu w legitymacji PTT

Turyści mogli przekraczać granicę poza regularnymi przejściami - wymogiem jednak było, aby była to tzw. "droga turystyczna" przez co rozumiano po prostu szlaki turystyczne. Oprócz tego można było przekraczać granicę innymi istniejącymi ścieżkami - owa ścieżka lub droga musiała być oznaczona na mapach wojskowych. Przypatrując się WIG-ówkom z okresu międzywojennego dostrzec można dość wiele takich ścieżek. Wyjątkiem było przekraczanie granicy konno lub autem - wówczas musiało odbywać się to na regularnych przejściach, jednak wystarczała przepustka turystyczna.
Towarzystwa w konwencji zobowiązały się również do wspólnych prac znakarskich, aby w rejonie granicy powstało jeszcze więcej szlaków.

To, co dzisiaj może zadziwiać dodatkowo, to fakt zniżek, jakich udzieliły sobie obie strony na mocy konwencji - polscy turyści posiadali 33% zniżkę na przejazdy kolejowe w pasie turystycznym, podobnie jak Czechosłowacy w Polsce. W granicach pasa turystycznego, na zasadzie wzajemności zostają też uruchomione połączenia autobusowe, np. między Krynicą a Bardiowem czy między Zakopanem, a Łomnicą Tatrzańską przez Łysą Polanę i Jaworzynę Spiską. 

Ciekawym wątkiem są też istniejące już wcześniej legitymacje tatrzańskie - taki dokument mógł posiadać każdy bez wymogu przynależności do jakiejkolwiek organizacji turystycznej. Taka legitymacja działała w czasie 15 czerwca - 15 września oraz od 15 grudnia do 15 marca, a więc w sezonie letnim i zimowym. Uprawniały one do wędrówek w całych Tatrach przez 6 dni. Beskid Śląski mógł natomiast pochwalić się swoimi "Beskidówkami" dzięki którym członkowie śląskich towarzystw turystycznych działających po obu stronach granicy, o ile byli mieszkańcami tamtych okolic, mogli w niedzielę i święta swobodnie wędrować przez granicę. 



W latach 30. XX wieku prowadzono dalsze rozmowy o stopniowe rozszerzanie pasa turystycznego o tereny wcześniej pominięte. W 1933 roku polscy turyści na mocy nowelizacji konwencji mieli uzyskać możliwość wędrowania na Śląsku Cieszyńskim i terenach górskich
przyległych do Moraw, całego Czadeckiego oraz części Słowacji. Do podpisania nowelizacji finalnie nie doszło z powodu coraz bardziej napiętej sytuacji między Polską, a Czechosłowacją, natomiast w roku 1938 - po zajęciu przez Polskę Zaolzia oraz fragmentów Orawy i Spisza, zawieszono w ogóle działanie konwencji. Do tematów turystyki powrócono na początku 1939, a więc gdy Słowacja uzyskała już autonomię - w nowym dokumencie planowano wprowadzić kolejne ułatwienia na turystycznym pograniczu polsko-słowackim. Planów było wiele, jednak uzależnienie Słowacji od hitlerowskich Niemiec zaprzepaściło możliwość wprowadzenia czegokolwiek z tych pomysłów. 

Zapisy konwencji obowiązywały formalnie do wybuchu II wojny światowej, a sama umowa była pierwszym tego rodzaju przedsięwzięciem w Europie i znacząco wpłynęła na rozwój turystyki przygranicznej w terenach objętych działaniem pasa turystycznego. Na jej przykładzie w roku 1933 Austria i Włochy stworzyły swoją konwencję, wykorzystując wiele rozwiązań wypracowanych przez Polskę i Czechosłowację.

A co z Rumunią?

Królestwo Rumunii było właściwie jedynym naszym sąsiadem w okresie międzywojennym, z którym nie toczyliśmy zajadłej walki o kształt naszych granic. Znajdziemy co prawda informacje o sporach o górną część dolin Czeremoszów, jednak dość szybko te kwestie znalazły szczęśliwe zakończenie. 



Już w 1925 roku organizacje turystyczne z Polski i Rumunii rozpoczynają rozmowy dotyczące wprowadzenia konwencji turystycznej na wzór zawartej przez Rzeczpospolitą i Czechosłowację. Pierwszym projektem i krokiem ku rozmaitym ułatwieniom było zawarcie konwencji dotyczącej ułatwień płatniczych dla turystów polskich i rumuńskich podróżujących między tymi dwoma państwami. Ze strony polskiej szczegółami tego projektu zajmował się Mieczysław Orłowicz jako przedstawiciel Ministerstwa Robót Publicznych. Wszystko napotykało jednak na masę problemów, a zgodnie z dokumentami archiwalnymi okazuje się, że już w 1925 roku zarówno polski MSZ jak i Ministerstwo Spraw Wojskowych było za zdecydowanym wyłączeniem z konwencji czeskiej terenów już od Przełęczy Dukielskiej na wschód, zamykając tym samym drogę do tworzenia analogicznego projektu na granicy z Rumunią. Czym było to spowodowane? Trudno powiedzieć. Zapewne więcej informacji na ten temat skrywa się gdzieś pod grubą warstwą kurzu w archiwach..


Umowa z Rumunią dotycząca ułatwień płatniczych 


Konwencja o ułatwieniach płatniczych z Rumunią została podpisana dopiero w roku 1937. Projekt konwencji turystycznej z prawdziwego zdarzenia przygotował na początku 1938 roku, będący już wtedy kierownikiem Obserwatorium Astronomiczno - Meteorologicznego na Pop Iwanie, Władysław Midowicz. Pochodzący z Mikuliczyna Midowicz znał doskonale tereny na ówczesnej granicy polsko - rumuńskiej, toteż wysuwa konkretne propozycje zawierające obszar przyszłego pasa turystycznego. Po polskiej stronie miała to być cała górna dolina Czeremoszu, po stronie rumuńskiej oprócz Alp Rodniańskich również Góry Kelimeńskie oraz Sygiet Marmaroski, ważny dla Polski ze względu na historię internowania tam 114 polskich legionistów w 1918 roku.

Na dawnej granicy.. Góry Czywczyńskie. Zdjęcie: internet, autor nie ustalony

Oprócz projektu Midowicza, wcześniejsze propozycje przedstawiano już w 1931 roku, jednak ciągle pojawiały się problemy i wątpliwości polskich władz, które kierowały kolejne pisma do oddziałów PTT w Stanisławowie i Lwowie domagając się wyjaśnień. Jednym z zarzutów było to, iż po polskich górach w tamtym rejonie nie wędrują turyści rumuńscy, co nie zupełnie było prawdą, gdyż nawet w przedwojennych relacjach i wspomnieniach znajdziemy opisy spotkań turystów polskich z turystami rumuńskimi w polskiej wówczas części Karpat Wschodnich. 

Jak więc widać prace nad konwencją polsko - rumuńską były dość zaawansowane, jednak pojawiające się co chwilę przeszkody powodowały odsuwanie jej zawarcia, aż finalnie wybuch II wojny światowej przekreślił wszystkie turystyczne przedsięwzięcia w Karpatach Wschodnich.

Jeszcze w 2010 roku gdzieś w Czywczynach.. Zdjęcie: http://palukitv.pl/beskidy/index.php/stoh-pietros-2010/d3.html

Umowy z Czechosłowacją poza zakończeniu wojny

Po II wojnie światowej wszystko uległo zmianie - wschodnia część Karpat została przez Rzeczpospolitą utracona, od sowieckiej Ukrainy oddzieliły nas kolczaste druty sistiemy, do której nie można było się zbliżać, nie było też już granicy z Rumunią. Choć w pierwszych latach po wojnie nastawienie do turystycznego przekraczania granicy było dość pozytywne, to jednak wkrótce komunistyczne procedury zostały zaostrzone do tego stopnia, że stało się to zupełnie niemożliwe tak jak samo przebywanie w samej strefie granicznej. Z tego powodu na przełomie lat 40 i 50 wiele przedwojennych szlaków granicznych przerzucano, by nie biegły one granicą lub w jej pobliżu - przykładem jest choćby Główny Szlak Beskidzki w Beskidzie Niskim i Bieszczadach. Na mocy odwilży połowy lat 50.XX powracają rozmowy na temat uregulowania stosunków turystycznych w rejonie granicy z Czechosłowacją i wkrótce zawarta zostaje w Pradze umowa o turystycznym ruchu granicznym, która w kręgach szeroko pojętej turystyki zostaje nazwana jak przed wojną - konwencją turystyczną. Początkowo obszar ograniczył się do Tatr Wysokich i Bielskich, a więc został znacząco okrojony względem przedwojennego pasa turystycznego. Granicę można było przekraczać posiadając kartę turystyczną i przepustkę. 

Karta turystyczna na rejon Czechosłowacji, 1956 r.

Kolejny sezon przyniósł niezwykły wzrost turystyki w rejonie granicznym, a tym samym również do wykraczania poza przyjęty obszar, co przez władzę nie było surowo karane, wręcz działo się to ze swego rodzaju przyzwoleniem. Stało się to pretekstem do aktualizacji postanowień i poszerzenia wyznaczonego obszaru. W 1961 roku zostaje zawarta nowa konwencja, która poszerza obszar turystyczny w Karpatach oraz włącza do niego tereny w Sudetach, nieobjęte wcześniejszymi postanowieniami. Zlikwidowane zostają karty turystyczne, a w ich miejscu pojawiają się przepustki indywidualne i zbiorowe - co ciekawe, wydawane one były przez komendy Milicji Obywatelskiej właściwe dla miejsca zamieszkania i uprawniały do przekroczenia granicy dwukrotnie w ciągu jednego roku. W kolejnych latach doszło do ponownego poszerzania obszaru objętego umową, a od 1977 roku Polacy mieli możliwość przekraczania granic w państwach socjalistycznych na podstawie samego dowodu osobistego. 
Umowa obowiązywała do początku lat 80.XX wieku, gdy Czechosłowacja wypowiada ją jednostronnie - głównym argumentem były kontakty organizacji opozycyjnych między tymi państwami. Obawiano się również tego, iż Polacy wędrujący po czechosłowackich szlakach będą promowali ideę Solidarności, co było nie do przyjęcia. Dodatkowym argumentem niejako pieczętującym tę decyzję było wprowadzenie w Polsce stanu wojennego. 

Ostatnią konwencją turystyczną była ta zawarta ze Słowacją w 1999, choć - mimo wydawać by się mogło bardziej sprzyjających czasów - porozumienie nie przyszło łatwo. Sprzeciwiały się temu m.in. parki narodowe w Tatrach twierdząc, że na terenie Tatr zakaz przekraczania granicy państwowej sprzyja ochronie przyrody. W 1996 roku otwarte zostało przejście turystyczne ze Szczawnicy do Słowackiej Leśnicy, tzw. "Droga Pienińska" i było to rozwiązanie pilotażowe. Ciekawym rozwiązaniem było też oficjalne powstanie przejścia granicznego na Dunajcu między Sromowcami Niżnymi, a Czerwonym Klasztorem. Nie istniała przeprawa promowa, a chętni turyści przekraczali granicę przy niskim stanie wody... w bród. Kładkę wybudowano dopiero kilka lat później, w roku 2006. W 1996 roku podpisano umowę z Czechami dotyczącą punktów przekraczania granicy na szlakach turystycznych, jednak nadal nie było to takie proste jak mogłoby się wydawać, gdyż często dochodziło do karania polskich turystów rzekomo nielegalnie przekraczających granicę. Potrzeba było kolejnej dekady i podpisania układu z Schengen, aby móc swobodnie przekraczać górską granicę. 

Dziś już bez przepustek.. Tatry, wrzesień 2018.

Historia konwencji turystycznej z Czechosłowacją oraz projektowanej konwencji z Rumunią pokazuje, iż mimo rozmaitych sporów o rzecz tak ważną jak kształtowanie się granic odrodzonego państwa, ludzie gór potrafili już od samego początku porozumiewać się w kwestiach z pozoru błahych. W praktyce jednak te błahe rzeczy prowadziły do wzajemnego zrozumienia i budowania relacji miedzy sąsiadami. Dziś na granicy ze Słowacją i Czechami nie potrzebujemy osobnych konwencji, gdyż wystarczy nam działający Układ Schengen, dający swobodę przemieszczania się po Europie. Warto jednak pamiętać o tych porozumieniach turystycznych, które w latach 20 i 30.XX wieku, chwilę po zakończeniu Wielkiej Wojny, były ewenementem na skalę europejską, a przez całe kolejne dziesięciolecia stały się bazą dla kolejnych ułatwień w przemierzaniu górskich ścieżek między graniczącymi ze sobą państwami.


Słup graniczny ze szczytu Łostunia z dawnej granicy PL-ROM. Viseu de Sus, 09/2019



Źródła:

Końcowy protokół delimitacyjny między Rzecząpospolitą Polską a Królestwem Rumunii, podpisany w Bukareszcie dnia 17 maja 1935 r.

Konwencja turystyczna pomiędzy Rzeczpospolitą Polską a Republiką Czeskosłowacją

D. Dyląg, Rumuńskie organizacje turystyczne w Karpatach Wschodnich do wybuchu drugiej wojny światowej 

D. Dyląg O konwencję turystyczną ze Słowacją

Łukasz Lewkowicz, Polsko-czechosłowackie konwencje turystyczne jako przykład współpracy transgranicznej

Przegląd Turystyczny 1925, nr 1
















Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty